Chłopiec wyjrzał przez okno, patrząc na tłum zbierający się wokół leżącej kobiety. Przez wszystkich przedzierał się postawny mężczyzna, trzymając w ręce drewniany kij. Ludzie krzyczeli i wymachiwali rękoma. Chłopiec był pewny, że gdzieś z kanałów wylazła jakaś bestia, a człowiek ten chciał przed wszystkimi udowodnić swoją odwagę. Tłum zwarł się jeszcze bardziej, zamykając w ciasnym kręgu kobietę i mężczyznę. Po chwili kij uniósł się do góry, by gwałtownie opaść ku ziemi.
Matka odciągnęła dziecko od okna, gdy kobieta zaczęła krzyczeć. Tłum skandował głośno, ktoś się śmiał, jacyś strażnicy starali się podejść bliżej. Płomienie świec rozjaśniających dom rozpaliły się z podwójną siłą. Palący się wosk skwierczał niczym tłuszcz. Syk ognia przepełnił powietrze.
Potężne uderzenie zatrząsnęło całą ulicą, posypał się tynk, gdzieś dachówki rozbiły się na ziemi. Matka ściskała chłopca, wszystkie talerze spadły z kredensu. Przez otwarte okiennice przeleciało coś szarego, spływając po ścianie. Pył przesłonił widok, tłum umilkł. Gdy proch przywiany przez wiatr opadł, ludzie zaczęli wybiegać z domów.
Dzwony biły alarm w całej dzielnicy. Zbierający się strażnicy patrzyli na wyrwę, starając się odnaleźć przyczynę wybuchu. Część ubitej ziemi wyparowała wraz z ludźmi i kobietą. Nie było kogo ratować.
Dopiero po kilku dniach ludzie znaleźli część ciał kilka mil od stolicy, które przeniosły się tam razem z ziemią.
***
Słona woda paliła żywym ogniem każdą najmniejszą rankę, wdzierając się do ciała, jak zwierzę, wyszarpując mięso ostrymi zębami. Czarodziejka nie krzyczała. Nie czuła nic, zimna woda odcięła ból od myśli. Leżąc na boku, Revenna patrzyła na wzburzone wody Zarańca. Białe żagle na szarym morzu tonęły w falach. Gdzieś tam czeka na mnie kolejna szansa… — pomyślała Revenna, gdy woda obmyła zaczerwieniony policzek, opuchnięty i zdeformowany. Wbrew wszystkiemu uśmiech cisnął się jej na usta. Otępiona magią, nieświadoma rzeczywistości, wpatrywała się w zakrzywiającą się linię horyzontu.
Anna z Langevin kolejny raz zapragnęła cofnąć czas. Wspomnienia sprzed półwieku wydostawały się na powierzchnię świadomości stopniowo jak szczątki statku pływające w morzu. Najpierw niewyraźną twarz ojca, nędzne dzieciństwo, ciepłą twarz starego mentora, siwe mury Uniwersytetu Vareńskiego, złote pola bogatej Castelli, turkusowy bezkres rozpościerający się przed Van Torem — wszystko tak samo żywe, jak wtedy.
A potem ogromny statek, który zaprowadził ją ku nieszczęściu. Szaleńczy przepych na avijskim dworze zawrócił jej w głowie, wypaczył ostatnie wartości, obrócił w pył wszystkie te zasady, które sobie wcześniej wymyśliła. Ciepłe noce w ogrodzie, zbyt mocne wino i słodkie słowa, trzy przekleństwa, spadły na nią o te kilkanaście lat za wcześnie.
Czarodziejka zwymiotowała. Nie miała sił odsunąć się od wody. Ciało było za ciężkie, zimno unieruchomiło mięśnie. Tylko ciemny piasek wydawał się ciepły. Gdy fala dosięgnęła czarodziejki jeszcze raz, do morza powędrowała smuga krwi. Czerwień wpiła się w piasek, potem wszystko zgasło.
Revenna obudziła się już w rybackiej chacie. Słoma wyścielająca dach wiła się jak węże w gnieździe, cały świat oszalał. Żar oblewał czarodziejkę coraz bardziej. Błądząc wzrokiem, czarodziejka dostrzegła parę staruszków, skrytych w kącie. Domownicy trzymali się z daleka od łóżka, ściskając w rękach suszone kwiaty, dar kapłanek Yetuny. Obok rybaka i jego żony stał też młody człowiek. Przez chwilę jego twarz była jak tysiące innych, ale potem przybrała znane rysy. Wychudły mężczyzna patrzył na Revennę z pogardą, wylewając ze srebrnego kielicha czerwone wino. Alkohol skapywał z krawędzi naczynia, tworząc szkarłatną kałużę krwi pod stopami cesarza Avii.
Anna wyciągnęła rękę, starając się chwycić Vinryka za szatę i zatrzymać na chwilę przy sobie. Jego spokojny szept wtargnął między ściany, czarodziejka nie zrozumiała ani słowa. Chciała go zawołać, ale głos uwiązł jej w gardle.
— To twoja wina — powiedział, nim wszystko stanęło w ogniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz