Liście już opadały z drzew, gdy Anna wreszcie utrzymała się wystarczająco długo na nogach, by wyjść na zewnątrz budynku zakonu kapłanek Yetuny. Od kilku tygodni pierwszy raz opuściła zimne mury, ciemną izbę i skrzypiące łoże, by wyjrzeć z kamiennego tarasu w dół Szarej Doliny.
Mgła wiła się między wierzchołkami drzew, słońce przed chwilą zaszło. Tak, jak wtedy na polach przed Aed Varen, cały tłok życia zamykał się powoli jak ciężka księga. Gasło życie, melodie wiatru cichły z światłem dnia. Pośród drzew brzmiało jeszcze echo, przeniknięte zimnem wieczoru.
Czarodziejka otuliła się szczelniej czarnym płaszczem,spoglądając na południe. Gdzieś tam został kolejny fragment jej przeszłości i złodziej, który zabrał jej cenny czas. Anna chciała usłyszeć jego historię do końca, ale nie znała nawet początku. Nie znała drzwi, pod którymi mogłaby zostawić kawałek papieru z miejscem, do którego zmierza. Nie znała nikogo, komu mogłaby powierzyć ten sekret. Nie znała przyszłości, by przewidzieć dalszy bieg losu.
Gdy trafiła do kapłanek Yetuny, skatowana gorzej niż pies, była jeszcze pełnia lata. Dniami opiekowały się nią młode kobiety, nieufne wobec obcej, powierzonej im w opiekę. Ale wraz z upływem czasu, kapłanki przemówiły, dzieląc się z czarodziejką najskrytszymi sekretami i opowieściami o zakazanej miłości, zdradzie i obowiązku.
Nasłuchiwała wieści z Tęsknicy i Aed, ale nikt nie wspominał o Celestynie Białorytnym, ani jego cieniu, który sprowadził na nią wszystkie nieszczęścia. Wystarczająco długo więziona w zakonie, nie zamierzała wracać do Aed, szczególnie gdy była już tak daleko od stolicy. Nieoczekiwany wyjazd Ulryka Sterna końcem lata dał Annie nadzieję na nowy początek, tym razem gdzieś daleko.
Opierając się o balustradę, chciała zapamiętać już na zawsze piękny widok. Nie usłyszała, gdy jedna z kapłanek również weszła na taras.
— Zostawiłaś tam kogoś? — zapytała wychudzona dziewczyna, odziana w szare szaty. Nasuwając kaptur na starannie splecione rdzawe włosy, odwróciła się tyłem do przepaści i spojrzała w niebo. Nie była najmłodszą z kapłanek, ale mieszkała w zakonie zaledwie od kilku miesięcy. Wciąż jeszcze każdego dnia czesała się jak dawniej, czytała księgi i czekała na moment, w którym opuści szeregi kapłanek, do których zmuszona była dołączyć. Wciąż nie zdawała sobie sprawy, że tylko śmierć zwolni ją z tego obowiązku.
— Zostawiłam za sobą wielu — odparła wreszcie Anna, ciężko wzdychając. Robiło się coraz zimniej.
— Ale czy zostawiłaś tam tego jedynego? — sprecyzowała kapłanka, podziwiając swoje delikatnie jak jedwab dłonie kobiet z rodziny Ardstadów.
— Ten jedyny dawno już nie żyje.
— Wojna czy choroba? — zaatakowała Iloya, patrząc wprost w oczy Anny. Czarodziejka westchnęła ponownie, milcząc.
— Ja wiem, że ty jesteś czarodziejką — powiedziała głośno, akcentując ostatnie słowo. Od wielu dni, jej gadanie pierwszy raz zaintrygowało Annę.
— Tak? Yetuna ci powiedziała? — zapytała kobieta, starając się nawet nie drgnąć. Każdy drobny ruch mógł zdradzić zaniepokojenie.
— Książki mi powiedziały — odparła Iloya, wracając do środka. — Pokażę ci nawet które — dodała.
Czarodziejka weszła do środka, zamykając nieszczelne drzwi i zasuwając pogryzioną przez mole starą, ale porządną kotarę. Materiał świetnie oddawał sytuację kapłanek z Tiry. Gdy stary król na dobre odszedł od kultu Yetuny i Harana, z Aed przestały płynąć pieniądze, a w misach pod kaplicami zbierał się tylko deszcz i pył. Gdy Engrin zmarł i rozpętała się walka o tron, kapłanki żyły z tego, co podarowali im ludzie i co zarobiły latem. Wszystko więc popadało w ruinę, mury zakonów sypały się w dół dolin, drewniane meble próchniały, a kotary rozpadały się w proch.
Anna przewiesiła płaszcz przez krzesło i podążyła za Iloyą do komnaty z księgami. Była wciąż zbyt słaba, by pracować, a pochylenie się nad starą księgą, by przeczytać własną historię, brzmiało lepiej, niż kolejne godziny spędzone na wpatrywaniu się w sufit.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz