Fergus obserwował, jak Revenna wycofuje się i schodzi po schodach. Głupia kobieta - pomyślał, zanim zdecydował się za nią pójść. Odstawił krzesło na swoje miejsce, poprawił naramiennik i ruszył za Anną.
Zobaczył jeszcze jak wychodzi na drogę. Zbiegł po schodach. Kobieta przyśpieszała kroku. Podwinęła suknię. Chód przerodził się w bieg. Westchnął ciężko i pogładził się otwartą dłonią po czole.
Ulice o tej porze były opustoszałe. Ciężko będzie jej go zgubić, o ile w ogóle miała taki zamiar, biegnąc tym tempem. Fergus spokojnym krokiem podążał za kobietą. Wyglądało to bardziej jakby biegła po ostatnią gruszę na targu, a nie uciekała by ratować życie.
W końcu potknęła się o wystającą kostkę bruku i runęła w błoto. Przesunęła się po śliskiej posadce kilka centymetrów. Fergus nie był pewien czy w dobrym guście byłoby śmianie się z zaistniałej sytuacji.
Podszedł do Anny, podniósł ją z błota i chwycił mocno za ramiona. Zaczęła się szarpać, próbując wyrwać się z silnego uścisku Fergusa.
— Szlag by cię — krzyknęła. — Puszczaj skurwysynu!
Cała była ubrudzona błotem. Jej włosy skleiły się w odrażające kołtuny, a twarz przybrała gorzki grymas. Przetarł jej ubrudzone oczy swoim płaszczem.
— Czy zawsze jesteś takim gentlemanem kiedy chcesz kogoś zabić?! — rzuciła.
— Nie chcę cię zabić! — odparł.
Niepostrzeżenie próbowała wbić nożyk w żebra Fergusa. Ostrze ruszyło w stronę klatki, jednak Fergus przechwycił nadgarstek kobiety zanim marny nóż zdążył go dosięgnąć. Wyrwał narzędzie z jej ręki i wrzucił do rynsztoka.
— NIE chcę cię zabić! — powtórzył ostrzejszym tonem.
Anna burknęła pogardliwie.
— Nie? Więc dlaczego tutaj jesteś?
— Możemy nie rozmawiać na środku ulicy w środku nocy? Tutaj wszystko może mieć uszy...
— Cóż, może teraz udamy się wspólnie do karczmy i wypijemy piwo... — sarknęła, utrzymując pogardliwy ton.
— Wolę jakieś cichsze miejsce.
— Prowadź więc!
— Wolę mieć cię z przodu...
Powoli poluzował ucisk i ostrożnie puścił kobietę przed siebie.
— Prawdziwy z ciebie gentleman, puszczasz kobietę przodem — prychnęła.
Fergus zastanawiał się, dlaczego jeszcze nie użyła magii. Kiedy uciekała, wystarczyło by odwróciła się i starła go w proch jakimś zaklęciem.
Wrócili do nędznej chaty Anny. Fergus upewnił się że nikt ich nie śledzi, i zamknął drzwi. Przez chwilę miał jednak wrażenie że coś przemyka w cieniach. Ktoś ich obserwował.
— Pozwól że zapalę świeczki — powiedziała Anna.
— Bez magii! — rozkazał.
Westchnęła i sięgnęła po dwa krzemienie, od których zapaliła pokrytą tłuszczem pochodnię. Następnie ogniem zapaliła świeczki rozstawione po pomieszczeniu. Drobne płomyczki oświetliły ubrudzoną Revennę i marne, puste pomieszczenie.
Fergus cały czas wyglądał czegoś przez okna. Kilka niewyraźnych form przemykało przez nocne drogi.
— Zasłoń okna! — rozkazał.
— Dlaczego?
— Ktoś za nami szedł.
— Czyżby skurwysyny Ulryka?
Szybko obeszła pomieszczenie, naciągając czarne żaluzje na okiennice.
— Nie wiem. Siadaj! — rozkazał, wskazując na krzesło. Cały czas trzymał dłoń na rękojeści.
— Powiesz mi w końcu czego chcesz? Chociaż...niech zgadnę. Ty i Ulryk ścigacie się o moją głowę, ale ty postanowiłeś zrobić ze mną jakąś niesamowitą umowę, która przyniesie korzyści tobie i mnie?
Nie odpowiedział. Nasłuchiwał.
— Ktoś się kręci pod drzwiami. Cholera, na dworze jest mój koń — szepnął.
Powoli wyjął ostrze, tak, by nie wydać żadnego dźwięku.
— Mogę liczyć na to, że w wirze walki mnie nie zabijesz? — zapytał.
Anna zmierzyła go wzrokiem. Wzrok ten oznaczał "niczego nie obiecuję".
Zanim zdążył coś powiedzieć, usłyszał dźwięk roztłuczonego szkła i buch ognia. Zaraz potem kolejna lampa wpadła przez okno, podpalając żaluzje i podłogę. Anna pisnęła.
— Okno, szybko! — krzyknął, wskazując naprzeciwległą okiennicę.
Rozpędził się i wskoczył w okno. Szybka rozbiła się na dziesiątki kawałków. Szkło posypało się na ziemię. Kobieta spokojnie przeszła przez framugę, starając się przy tym nie uszkodzić sukni.
Fergus rozejrzał się za klaczą. Nie było jej tu.
— Mogłeś mi nie rozbijać okna, pajacu!
— Co za różnica? Dom ci się pali!
Zanim zdążyli się zorientować, oddział paladynów zdołał ich otoczyć. Fergus nie rozpoznał żadnej z tych paskudnych mord, choć nie miał wątpliwości dla kogo pracują. Grupa kuszników ustawiła się za szeregiem żołnierzy.
Anna i Fergus stali, odwróceni do siebie plecami, jak najlepsi partnerzy, jak on i Ulryk za dawnych lat.
— Zajmij się kusznikami, ja załatwię resztę — szepnął do Anny.
Nie czekał na odpowiedź. Ruszył w wir walki. Czas rozprostować te stare kości.
Ania?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz